Dość niespodziewanie nadszedł czas gdy firma
Google znalazła się pod silnym ostrzałem decydentów i mediów. Wreszcie zaczęto na
poważnie dostrzegać zagrożenie jakie amerykański koncern z
Mountain View niesie nie tylko dla wolności dyskusji
(paradoksalnie sam stawia się w roli obrońcy tego prawa), ale dla równych warunków działania,
dla konkurencyjności światowej gospodarki. UWAGA. Tekst jest pełen linków do źródeł.
Kilka tygodni i temu Max
Dopfner, szef Ringer Axel Springer, w obszernym liście opublikowanym na łamach gazety „Frankfurter Allgemeine Zeitung” przyznał publicznie, że boi się Google. Z kolei kilka dni temu Komisja Europejska (a w zasadzie Europejski Trybunał Sprawiedliwości w zaskakującym wyroku dotyczącym Google (sprawa C-131/12) uznała, że obywatele Wspólnoty mogą żądać od twórcy wyszukiwarki internetowej usunięcia części prywatnych danych.
Przypomnieć też warto, że jeszcze
w lutym Google zdecydował się zmienić część zasad pokazywania wyników wyszukiwania. Od lat różne firmy oskarżały bowiem wyszukiwarkę, że ma
uprzywilejowaną pozycję i m.in. manipuluje wynikami wyszukiwania oraz faworyzuje
własne usługi, oczywiście kosztem konkurencji. Do sojuszu podmiotów krytykujących praktyki amerykańskiej firmy przyłączyło się ostatnio m.in. Allegro.
W tej walce na
straconej pozycji eksperci stawiają wydawców prasowych skazując ich na powolne
wyginięcie. Niestety, poza radami, że media tradycyjne mają się zmienić mało
jest konkretów, porad, podpowiedzi jak prowadzić onlinowy biznes. Spór nabiera
coraz intensywniejszych barw. Dla przypomnienia kilka ważnych wydarzeń
z ostatnich kilku lat.
Cykl życia firmy Google już kilka lat temu przekroczył
pułap krytyczny. Gracze rynkowi (nie tylko wydawcy) nie protestowali dopóki
Google był jedynie li tylko wyszukiwarką. Gdy w ostatnich 5 – 8 latach powstało
wiele nowych produktów, które mogą konkurować z obecnymi dotąd na rynku
graczami zaczęto na poważnie widzieć zagrożenie. MONOPOLU - nie bójmy się tego słowa.
Google nie zawsze wygrywa.
Często odnosi połowiczny sukces. Firma skapitulowała (a raczej zatrzymała swoją
ekspansję) gdy przyszło jej walczyć o projekt Book Search. Pomysł Google opierał
się na skanowaniu książek do cyfrowej bazy danych bez uzyskania wcześniejszej
zgody właścicieli praw autorskich. Działania zwróciły uwagę wielu podmiotów
prawa autorskiego i wydawców książek. Pozwali oni firmę z Mountain
View o naruszenie praw autorskich,
a Google zgodził się na polubowne załatwienie sprawy i wypłatę 125 mln dolarów
odszkodowania. Produkt Book Search istnieje wciąż w sieci, ale nie jest jakoś
aktywnie promowany przez Google, choćby z racji ubogiej oferty.
Google potrafi zrobić krok w tył,
gdy natrafia na zdecydowany sprzeciw. Tak stało się w kilku krajach gdzie
wydawcy (a dokładniej wydawcy tradycyjni, czyli prasowi) sprzeciwili się
darmowej prezentacji swoich treści w automatycznie działającej
wyszukiwarce/agergatorze Google News. W wielu krajach od lat toczy się walka o
to, by firma Google
płaciła producentom treści za nagłówki wykorzystane w Google News albo za fragmenty newsów
prezentowane w wyszukiwarkach. Ostre spory na tym tle do tej pory wybuchały w
Belgii, Francji, Niemczech oraz Brazylii.
Belgia. Firma Google porozumiała się
z wydawcami. Umowa obejmowała m.in. różne umowy na usługi reklamy, w tym na
reklamowanie usług Google w gazetach. Amerykańska firma w zamian obiecała zwiększenie
widoczności treści wydawców m.in. przez współpracę przy dystrybucji treści na
platformach mobilnych. Porozumienie warte było ponoć 6 mln dolarów. Amerykańska wyszukiwarka
miała płacić za artykuł, do którego użytkownik dotrze za ich
pośrednictwem lub za pomocą agregatora wiadomości (jak Google News). Marki takie jak "Le Soir",
czy "La Libre Belgique" zniknęły z wyników wyszukiwania Google'a. Po tym jak drastycznie zmniejszył się ruch na stronach i przychody z reklam18 lipca 2011 roku, po miesiącu obowiązywania nowych zasad, belgijska Copiepresse się poddała. Uznała, że nie będzie egzekwować tego prawa.
Brazylia. Brazylijskie Narodowe Stowarzyszenie Prasy zakazało Google linkowania oraz umieszczania część leadu do publikowanych newsów wytworzonych przez firmy należące do stowarzyszenia. Według Stowarzyszenia internauci zamiast odwiedzać strony
skanują tylko nagłówki i wstępy w Google News, a wydawcy tracą na takim
zachowaniu.
Niemcy. Tu uregulowaniu stosunków Google=wydawcy całkiem niedawno pomogły
tzw. pomocnicze prawa autorskie. Przeforsowano projekt ustawy,
która daje niemieckim wydawcom prasy "wyłączne prawo do udostępniania w
internecie treści w celach komercyjnych". Niemieckie gazety nie chcą bynajmniej
zniknąć z internetu. Wydawcom - zresztą nie tylko u naszych zachodnich sąsiadów - nie przeszkadza, że firma z Mountain View w
wynikach wyszukiwania oprócz tytułu publikuje fragmenty tekstów, ale sprzeciw budzi to, że nie płaci za to ani centa. A przecież Google zarabia na reklamach wyświetlanych przy wynikach wyszukiwania. Co ciekawe Google rozpętał w Niemczech silną akcję antylobbingową. W internecie firma z Mountain View dowodziła m.in., że ustawa miała oznaczać "wyższe koszty, mniej informacji i ogólną niepewność prawną". Doszło do tego, że powstała strona z listą witryn,
zawierających informacje na temat lokalnych członków parlamentu. To wszystko po to, by
niemieccy internauci interweniowali bezpośrednio u nich, oczywiście zgodnie z interesem Google.
Gra na polu internetowym
toczy się według reguł, które nadają takie firmy jak Google, Facebook, czy
Twitter. Wydawcy ciągle gonią, próbują się dostosować, szukają skutecznych
modeli biznesowych. Efekty są tego bardzo różne. Ostatnio z New York Times wyciekł interesujący
wewnętrzny raport redakcyjny. Ich "innovation team" przez pół roku zbierał informacje by przeanalizować cyfrową strategię, zresztą nie tylko samej NYT.
Gdy mowa o NYT i jego próbach
dostosowania się do cyfrowej rzeczywistości zawsze przypomina mi się film
„prognoza przyszlości“ w postaci filmu science fiction o losach Google i NYT. 8-minutowy
film stworzony przez fikcyjne Muzuem Historii Mediów przedstawiał „plan
rozwoju“ Google. Film do obejrzenia tutaj http://idorosen.com/mirrors/robinsloan.com/epic/
W tym filmie, kilka lat temu, przewidywano, że w 2014 NYT ma przestać
ukazywać się w princie. Patrząc na wyniki finansowe najważniejszej chyba gazety
na świecie raczej nic tego nie zapowiada. Z problemami, ale wydawca ciągle rozwija
cyfrową działalność, czerpiąc już z niej więcej przychodów niż z
tradycyjnej. Można odwrócić bieg historii?
* Jeśli czytasz ten tekst i
widzisz błąd lub informacje, które mogą ją uzupełnić proszę o sygnał - mail.
Chętnie uzupełnię tekst o kolejne przykłady oraz linki do interesujących wpisów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz