Serwis Dziennik Internautów opisując sprawę śledztwa toczącego się wobec założycieli
Kinomaniak.tv postawił słuszne pytanie: czy branża internetowo-filmowa gardzi
3,6 mln zł rocznie pozyskanych od internautów? Pozornie odpowiedź wydaje się
prosta: Gardzi! A dlaczego? Bo serwis oferował pirackie kopie internautom,
którzy nie znajdując filmów w sieci w legalnych produktach płacili tutaj od 2,46 zł za dostęp jednodniowy, do
369 zł za dostęp "dożywotni". Żaden duży podmiot nie spróbował
przejąć Kinomaniaka.tv (przynajmniej nic o tym nie wiadomo oficjalnie) i
zbudować na jego bazie ofertę legalną, zgodną z prawem
z przystępną ofertą cenową.
Nie każdy jest
ekonomistą i nie wszystkich interesują ekonomiczne podstawy działania serwisu. Stąd
częste głosy krytyki pod adresem przeciwników Kinomaniaka, czyli obrońców praw
autorskich. Krytyka pod hasłem „są jak pies ogrodnika, sami nie zjedzą i innym
nie dadzą“. Obrońcy stanowiska właścicieli praw autorskich mają jednak wiele
racji twierdząc, że łamanie prawa nie jest dobrą metodą na tworzenie nowych
modeli biznesowych. To prawa, że Netflix czy Hulu mocno zatrzęsły filmowym rynkiem
pozwalając oglądać filmy za kwoty dużo niższe niż cena biletu do kina, ale amerykański
rynek jest diametralnie odmienny od naszego. Siła nabywcza polskich internautów
jest niewspółmiernie niższa, a kupno praw do emisji to duża inwestycja dla każdego
z podmiotów nie obracającego filmami w innych kanałach. Nikogo nie dziwi internetowa rynkowa oferta Ipli (Redifine), czyli grupa Polsatu, TVN Player, czy
VOD.pl oferowanego przez Onet oraz zacieśniające się związki Agory
(udziałowiec) ze Stopklatką.tv. A z drugiej strony liczne naśladownictwa modelu
pirackiego Kinomaniaka.tv. Kilka rzeczy na pewno jest jednak wspólnych:
1. O popularności serwisu, a zarazem jego
sukcesie decyduje wielkość i różnorodność biblioteki filmów. Nie jest to jedyny
warunek, ale konieczny. Bogata oferta to więcej niż połowa sukcesu. Prawo do
dystrybucji internetowej filmów trzeba kupić od dystrybutorów filmów. A to może słono kosztować.
2. Poza technologią udostępniania liczy się
łatwość obsługi strony, wyświetlanie w różnych przeglądarkach czy platformach.
3. Cena? Za obejrzenie jednego filmu w popularnych
seriwsach VOD (dostępnych np. w sieciach kablowych) trzeba zaplacić od 5 do
nawet 20 zł. I tak jest to dużo taniej niż bilet do kina dla 1 osoby, a
przecież emisję filmu z VOD czy w internecie może oglądać więcej osób.
Wracając do
wątpliwości di.com.pl. Dlaczego nie znalazła się firma, która chciałaby
zagospodarować użytkowników Kinomaniaka.tv? Propozycja dla internautów
skłonnych płacić za oglądanie filmów; większość z nas chciałaby przecież
robić to legalnie. Czy „zalegalizowanie“ Kinomaniaka.tv znacząco zmieniłoby ceny?
Nie sądzę.
Nie docenianym
przez komentujących powodem braku takich odważnych decyzji jest czynnik ludzki.
Chodzi o nieszablonowe, niestandardowe podejście do biznesu, do modeli rozliczeniowych.
Takiego podejścia brakuje często u członkowie zarządów firm po których spodziewalibyśmy
się takiego produktu jak Kinomaniak.tv. Są przyzwyczajeni do spokoju, do liniowego
wzrostu, a zatem braku ryzyka, „czystych“ wyników finansowych szczególnie ważnych
dla inwestorów giełdowych. Branża filmowa, czy duże podmioty internetowe nie
gardzą dużymi pieniędzymi, zarabiają na filmach na wiele sposobów: kino, tv
kodowana, seriale, DVD, gadżety, komiksy i coraz częściej oferta online.
Zaskakującą
puentą tej historii jest informacja, że zamknięty serwis założył oraz kierował
nim były oficer olsztyńskiego oddziału CBŚ. Jak słusznie zauważył Presserwis,
cyt. „…był policjant na emeryturze.
Policjanci są
jednak w stanie dłużej pracować. I to twórczo”.
Były oficer CBŚ dobrym kandydatem
do zarządu? Tylko jakiej firmy :)
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza